No, liczę, że się wam spodoba.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Diana obejrzała się przez ramię. Mur został w tyle. Strażnicy nawet się nie zorientowali, że dwójka elfów z syreno-widmem uciekło z ich świata. Orsay szła na czele kompani. Mówiła, że wie co robi. Naczytała się o tym miejscu w wielu książkach. Ponoć... Czarnowłosa westchnęła cicho, wchodząc na niewielki pagórek. Gdy była w połowie drogi na szczyt, do jej uszu wdarł się okrzyk zdziwienia, podekscytowania i przerażenia zarazem. Diana gwałtownie podniosła głowę.
- Czemu się tak drzesz? - spytała zdenerwowana.
- Sama zobacz... - Orsay odwróciła się i spojrzała na elfkę wielkimi oczami.
- To ty umiesz się teleportować, nie ja.
- Nie marudź tylko się pospiesz.
Jacob nic nie mówił. Stał koło syreny i wpatrywał się tępo w jakiś nieistniejący punkt. Rudowłosa pstryknęła mu palcami przed twarzą.
- Pobudka królewiczu - zaśmiała się i wróciła do poganiania Diany.
Gdy wreszcie dotarła na szczyt, ujrzała to co tak zaniepokoiło Orsay. Po drugiej stronie pagórka leżało wielkie miasto. Ogromne wieżowce, tłumy ludzi i wiele, wiele innych, równie niepokojących rzeczy.
- Jesteś pewna, że to tu mieliśmy się znaleźć? - odezwał się wreszcie Jacob, całkowicie spokojnym głosem.
- Jak najbardziej... Nie uważacie, że to super miejsce?
- Mówiłem, że to zły pomysł, ale nie, wy musicie zawsze postawić na swoim.
Teraz to Diana milczała. Może chłopak miał rację. Nie powinni opuszczać ich świata. Usłyszała za sobą jakiś ruch. Odwróciła się gwałtownie jednak nic nie zobaczyła. Nie minęło kilka minut, a znowu usłyszała podobny dźwięk. Tym razem usłyszeli go też pozostali. Nagle z ciemności wyskoczyła wielka, włochata bestia. Orsay zaczęła śpiewać i dla Diany czas stanął w miejscu.
***
Obudziła się na miękkiej, zielonej kanapie. Rozejrzała się uważnie dookoła. Pokój w którym się znajdowała był duży i cały zawalony różnymi meblami. Łóżko, biurko, szafka nocna. Na białych ścianach wisiała cała masa starych obrazów. Diana podniosła się ostrożnie. Wszystko ją bolało. Usiadła, więc znowu. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł Jacob uśmiechając się do niej troskliwie.
- Już dobrze się czujesz? - spytał.
- A czemu miałabym czuć się źle? Gdzie ja w ogóle jestem? - zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów.
- Zemdlałaś gdy Orsay zaczęła śpiewać. To chyba jakiś opuszczony dom - wzruszył ramionami. - Znaleźliśmy go po drodze.
- Kim on jest? - Diana spodziewała się, że Jacob nie zrozumie o kogo jej chodzi. Myliła się jednak.
- Nie wiemy jeszcze na 100%. Wygląda na jakiegoś głupka robiącego sobie żarty. Ale sama zobacz - podał jej rękę i pomógł jej wstać.
Ruszyli do małego saloniku. Orsay trzymała jakiegoś młodego chłopaka w takiej pozycji, że nie miał najmniejszych
szans się poruszyć. Diana podeszła bliżej i przyjrzała mu się uważnie.
Nagle coś zwróciło jej uwagę. Uszy. Były za bardzo... zwierzęce.- To wilkołak - wrzasnęła, odskakując do tyłu. - Dlatego nas śledził.
- Jak na to wpadłaś, ślicznotko? - chłopak zaczął się niepokoić.
Zignorowała go i odwróciła się do Jacoba.
- Co robimy? Może wie gdzie jesteśmy...
- Czy wiem? Znam to miejsce jak własną kieszeń - wilkołak znalazł ich słaby punkt. - Mogę wam pomóc.
------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że musieliście czekać, a teraz i tak daję wam strasznie krótki rozdział. No cóż, jestem strasznym leniem :(. Za to drugi rozdział jest już prawie gotowy, więc chyba będzie szybciej. W tym tygodniu musiałam wszystko poukładać na nowym blogu o którym wam pisałam, dlatego tak to się wlokło. Jeszcze raz przepraszam.